Bez znieczulenia
Jedyne co podobno wyróżnia oszustów ubezpieczeniowych pod względem charakterologicznym to egoizm.
Naiwność zgłaszających szkody jest czasem wręcz obezwładniająca. Potrafią przekonywać likwidatorów szkód, że włamywacz wytłukł szybę tajemnym sposobem powodującym wypadnięcie odłamków szkła na zewnątrz. Potrafią twierdzić, że w wyniku włamania wyniesiono 60 calową plazmę przez małe okno w piwnicy. Utrzymują z całą powagą, że pies sąsiada pogryzł ich telefon komórkowy tak sprytnie, że wszystkie części oddzieliły się od siebie całkowicie i porozrzucały po całym mieszkaniu. Pokazują laptopa z pękniętą matrycą naiwnie sądząc, iż likwidator nie zauważy odciśniętego śladu pozostawionego na klawiaturze długopisu i uwierzy w bajkę o jego fatalnym upadku przy stłuczce komunikacyjnej. Usiłują przekonać likwidatora, że do szkody zalaniowej doszło nie dalej jak wczoraj, choć zaduch pleśni jest w mieszkaniu nie do wytrzymania, zaś przypadkowe elementy metalowe pokrywa gruba rdza. A to wszystko po to by dostać tę parę stówek ryzykując spotkanie z prokuratorem, sądem a może nawet i z więziennym klawiszem.
Mania filmowania
Po wpisaniu hasła „insurance scammer” wyskoczy nam na youtube wiele filmików z kamer montowanych w pojazdach i nagrywających sytuacje mające miejsce chyba pod każdą szerokością i długością geograficzną. Widok osób rzucających się na maski samochodów następnie zaś opadających bezwładnie na jezdnie jest żałosny, ale jednocześnie przerażający. Oglądanie tych „ubezpieczeniowych kanciarzy” (bo tak można przetłumaczyć na polski tenże termin), choć skądinąd bardzo pouczające, ma jednak tę wadę, że człowiek zaczyna się przyglądać podejrzliwie każdemu pieszemu, który kręci się w pobliżu jezdni. Zamieszczający filmiki byli w tej komfortowej sytuacji, że mogli delikwentowi pokazać kamerę, co w większości wypadków powodowało ich cudowne wręcz ozdrowienie. Tak łatwo nie poszło by im zapewne gdyby tego gadżetu, a tak naprawdę dowodu w postaci nagrania, nie posiadali.
I like it
Kamery stają się w obecnych czasach przekleństwem oszustów w tym również ubezpieczeniowych. Przekonał się o tym pewien Amerykanin z Galveston w Teksasie, któremu znudził się był strasznie samochód marki Bugatti Veyron. Nie było by w tym może nic dziwnego gdyby nie fakt, że chodziło o samochód o wartości (bagatela)… 2,2 miliona dolarów (na całym świecie jest ich tylko 300). Człowiek ten o imieniu Andy stwierdził, że pojazd ubezpieczy, a następnie pozbędzie się go w pobliskim jeziorze. Niestety tego rodzaju pojazdy mają wścibskich wielbicieli gotowych je nawet z daleka fotografować, nagrywać i podglądać. Gdy więc nasz Andy zrealizował swój plan i dokonał dzieła zatopienia przypadkowy filmik z tej operacji został natychmiast zamieszczony w sieci. Nie trudno też zgadnąć, że dokonania błyskotliwego Teksańczyka stały się w szybkim tempie hitem internetu. Gdy więc w końcu nasz Andy dotarł do ubezpieczalni z łzawą historyjką o przypadkowej utracie auta, jej pracownicy natychmiast uświadomili mu, że mimochodem stał się prawdziwą gwiazdą mediów społecznościowych.
Tylko znieczulał
Oszustwa ubezpieczeniowe tradycyjnie wiążą się z ubezpieczeniami komunikacyjnymi z racji ich częstości. Grupa oszustów z Niemiec (nb. o poglądach neonacjonalistycznych) opracowała precyzyjną metodę wyłudzania odszkodowań z tytułu szkód na osobie. Przy czym do uszkodzeń ciała faktycznie dochodziło. Poszkodowani prezentowali ubezpieczycielowi krwawiące potłuczenia głowy, złamane ręce, poranione dłonie i stopy. Rany pochodziły z wypadków komunikacyjnych spowodowanych przez nieostrożnych kierowców skuterków, bądź innych zwykle dość tanich pojazdów. Ubezpieczalnie płaciły z OC ich posiadaczy i za szkody na mieniu, i za nieporównywalnie większe szkody na osobie. Słabym punktem całego procederu okazała się być stomatolog. Otóż jego obecność była niezbędna z tego powodu, że przed wypadkiem konieczne było zastosowanie miejscowego znieczulenia. Dopiero po tym zabiegu poszkodowani mogli dokonywać samookaleczeń. Niestety w pewnym momencie łasy na grosz doktor stracił ochotę na dalszą współpracę. Ponieważ jednak uczynił to dopiero, gdy jego kontaktami z młodzieżą zaczęła się żywo interesować Policja, sędzia nie był wyrozumiały i wsadził go do więzienia.
Doradcy i podpowiadacze
Interesujące jest pytanie o możliwość stworzenia profilu osobowego oszusta ubezpieczeniowego. Z różnych badań wynika jedno - zasadniczo niema takiego. Owszem, większą tendencję do oszukiwania ubezpieczyciela mają osoby młode, skłonne wierzyć w swój spryt i w naiwność innych. Z wiekiem przychodzi doświadczenie i mądrość, niemniej liczba wiekowych oszustów też nie jest mała. Częściej ubezpieczyciela skłonni są oszukiwać mężczyźni, jednak i tu różnica nie jest na tyle znacząca, by wytykać Panów paluchem. Jedyne w świetle badań wyróżnia oszustów ubezpieczeniowych pod względem charakterologicznym to egoizm. Są to ludzie skupieni tylko na sobie i na swoich potrzebach, zupełnie zaś niedostrzegający społecznej wagi ubezpieczeń i ich partycypacyjnego systemu.
Ciekawe były też badania dotyczące źródeł z jakich pochodzą impulsy do dokonywania oszustw. Otóż fora internetowe (wbrew temu co można było oczekiwać) są gdzieś na szarym końcu. Podpowiedzi dotyczące łatwego wzbogacenia się idą często od sprzedawców rzekomo uszkodzonego mienia (sprzętu elektronicznego, czy innego). Przede wszystkim zaś pochodzą od krewnych i znajomych. To podobno właśnie oni uwielbiają nam doradzać jak powinniśmy postępować z ubezpieczalnią, dając często za przykład samych siebie. Jak się okazuje, kłamiąc przy tym i konfabulując.
Paweł Sikora