Egzamin brokerski do zmiany?

Paweł Sikora
26-04-2024

6 min

Egzamin brokerski do zmiany?

Dr Paweł Sikora

Egzamin brokerski (na brokera ubezpieczeniowego), który miał miejsce w dniu 23-go kwietnia 2024 roku zakończył się kompletną klapą. Zdawalność na poziomie 5% (7 na 142 zdających) skłania do przemyśleń. Być może jest też dogodnym momentem do dyskusji na temat sposobu uzyskiwania uprawnień brokerskich? Istniejący system nie jest najlepszy i to widać gołym okiem. Duzi brokerzy narzekają, że osoby które ze zdanym egzaminem przychodzą do nich do pracy nie są przygotowane do zawodu, zaś osoby rozpoczynające własną jednoosobową działalność szybko odkrywają, że wiedza ubezpieczeniowa jaką zdobyli przygotowując się do zdania testu niewiele im pomoże. Tak więc zarówno jedni i jak drudzy zadają sobie pytanie: po co ten egzamin? Czy tylko po to by zjeść najdroższą w życiu kanapkę, tudzież przegryźć jabłko za 600 PLN?

Gdzie tkwi błąd?

Egzamin brokerski przechodził różnie koleje losu. Był pisemny, pisemno-ustny by w końcu stać się testem złożonym ze 100 pytań. Egzamin testowy ma wiele zalet. Po pierwsze, jest łatwy do zorganizowania i obsłużenia. Po drugie, nie pozostawia marginesu dla uznaniowości, którą to zarzucano egzaminom ustnym. W teście raz zaznaczona odpowiedź jest albo dobra, albo zła. Sprawdzenie testu staje się wobec tego jedynie czynnością techniczną. Ale test ma również sporo wad. Pierwsza i najważniejsza to fakt, że testowo możliwe jest sprawdzenie jedynie teorii. Praktyka kiepsko zamyka się w jedną prawidłową odpowiedź, choć ostatnio widać takie usilne próby w testach. Chcąc sprawdzić czy broker zna ubezpieczenia, a nie tylko poczytał o nich trochę z internetu dzień przed egzaminem, trzeba szukać innych metod. Wiemy też na pewno, że ustawowe dwa lata praktyki ubezpieczeniowej nie sprawdzają się kompletnie. Te "niby" umiejętności praktyczne nie są weryfikowane. Wystarcza sama umowa, czy świadectwo pracy. Nawet i rzetelna praca w ubezpieczeniach często nie przekłada się na umiejętności absolutnie niezbędne w przyszłej pracy brokera. To trochę tak jakby od przyszłego chirurga wymagać, by wcześniej dwa lata pchał łóżka z chorymi na blok operacyjny. Niby się trochę napatrzył, ale na pewno nie nauczył operować.

Kazus, czyli realne życie

Problem braku umiejętności praktycznych pojawia się w innych zawodach. Łatwo dostrzec go również na studiach prawniczych i na obowiązujących przyszłych wykonujących zawody prawnicze aplikacjach. I tam większość egzaminów jest testowa, choć wszyscy zgodnie twierdzą, że istnieje silna potrzeba nauczenia wykorzystywania prawa w praktyce. Wobec tego, oprócz rozwiązywania testów, przyszli prawnicy często muszą rozwiązywać tzw. kazusy, tj. przypadki z życia wzięte. Rozwiązanie kazusów ma pokazać na ile zdobyta wiedza teoretyczna przekłada się na przyszłą pracę w zawodach prawniczych. Ma też jeszcze kilka innych zalet. Łatwo poprzez kazus zauważyć, czy mamy do czynienia ze studentem (aplikantem) formułującym logiczne i rozsądne wnioski. Możemy sprawdzić czy rozumie on przepisy i czy potrafi je zastosować w praktyce. Przy okazji sprawdzamy czy ma on również wiedzę ogólną i choć trochę tzw. doświadczenia życiowego. 

Czy wzbogacenie egzaminu testowego dla brokerów o zadania praktyczne związane z zawarciem i wykonywaniem umowy ubezpieczenia może być jakimś pomysłem? Tego nie wiem, ale faktem jest, że inne korporacje zawodowe tak właśnie czynią i na podstawie samego testu uprawnień nie rozdają. Egzaminy są na ogół wielostopniowe i często również praktyczne.

Szkolenie, czy kształcenie

Powierzając brokerowi nasze bezpieczeństwo finansowe powinniśmy mieć pewność, że jest kompetentny. I tu znowu posłużę się analogią do studiów prawniczych. Kompetencje prawnika są budowane przez pięć lat studiów, a następnie przez 2, czy nawet 3 lata aplikacji połączonej z praktyką. Sprawdza się je też ciągłymi egzaminami. Co do brokerów zaś podnoszą się głosy, że brokerowi nie tylko nie są potrzebne żadne studia - nawet ustawowe średnie wykształcenie jest według niektórych zupełnie niepotrzebnym formalizmem!

Obniżanie wymagań nie jest chyba słusznym kierunkiem. Właśnie w podniesieniu wymogów jakie obowiązywały by brokera co do jego poziomu wykształcenia, konieczności odbycia odpowiednich szkoleń i kursów należało by upatrywać możliwości poprawy obecnej sytuacji. Czy jednak wypełnienie obowiązku szkoleniowego na zasadzie biernego uczestnictwa w szkoleniu zdalnym organizowanym przez firmę ubezpieczeniową powinno być w ogóle dopuszczalne? Pytam, bo tak zwykle brokerzy załatwiają obowiązek szkoleń zawodowych z art 12 ustawy dystrybucyjnej.

Pomóż sobie sam

Jak najbardziej na miejscu jest również pytanie, czy nie należałoby zatem komuś innemu powierzyć kształcenia, a następnie egzaminowania brokerów. Czy dalej to ostatnie ma robić Komisja Nadzoru Finansowego poprzez swoją Komisję Egzaminacyjną? Takie rozwiązanie zapewne nie przyniesie poprawy sytuacji. Komisja zapewne nie da się namówić na egzamin praktyczny bo po poziomie pytań widać, że tam z praktykami raczej cienko. Może trzeba by sięgnąć do modeli zachodnioeuropejskich (np. brytyjskich), w których to zwykle za kształcenie i egzaminowanie odpowiedzialne są znane od lat i wysoce renomowane podmioty szkoleniowe? Problem polega na tym, że w naszym kraju takich podmiotów raczej nie ma. Może więc dobrym pomysłem byłoby powierzenie tego stowarzyszeniom branżowym (np.: izbom)? W końcu same zaproponowały to w swoich uwagach do projektu ustawy dystrybucyjnej. Takie kształcenie przybrało by formę samopomocowego, że niby to brokerzy brokerom itd. Kojarzy mi się to trochę z samokształceniem, jakie kiedyś ćwiczono w spółdzielczości mieszkaniowej. Jak wiemy nic z tego nie wyszło. Ale najważniejszy zarzut co do tego modelu to opanowanie procesu szkolenia i egzaminowania przez korporacje zawodowe. To zaś nam się znowu bardzo źle kojarzy. Gdyby faktycznie kurs i egzamin powierzyć izbom to po jakimś czasie, ktoś wpadł by pewnie na genialny pomysł by zabrać egzamin klikom i gildiom zawodowym i powierzyć bezstronnej państwowej instytucji, np. Komisji Nadzoru Finansowego? I wrócilibyśmy do punktu z którego wyszliśmy.