Kieszeń bez dna

Paweł Sikora
01-12-2025

6 min

Kieszeń bez dna

Paweł Sikora

Ludowe porzekadło mówi: „małe dzieci – małe problemy, duże dzieci – wielkie problemy”. To samo można powiedzieć o podmiotach gospodarczych. Jak są malutkie wszyscy się nimi zachwycają, jak urosną nikt ich nie lubi. Weźmy takiego sklepikarza – sąsiedzi mówią mu „dzień dobry”, uprzejmie pytają go o zdrowie małżonki, swobodnie konwersują na temat pogody bądź polityki. Nabywszy mleko i pieczywko wychodzą zadowoleni. Nie przeszkadza nikomu, że śmieci, które sklepikarz produkuje w dużych ilościach, ładuje on cichaczem do naszych koszy, że wesołe grupki piwoszy zadeptują okoliczne okazy flory. Jednak, gdy tylko obok nas powstanie supermarket, nasz punkt widzenia na śmieci, pijaków, ochronę spokoju, ciszy, przyrody, natychmiast ulega radykalnej zmianie. To co do tej pory skłonni byliśmy jakoś tolerować nagle zaczyna nam straszliwie przeszkadzać. 

Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do naszego sklepiku. Jeżeli ktoś poślizgnie się tu na świeżo umytej posadzce i dozna stłuczenia czy złamania to raczej nie będzie zbyt zaciekły w walce o należne odszkodowanie. Przed sobą ma przecież tegoż sklepikarza, którego zna, który też ma rodzinę i z którym będzie trzeba w tej społeczności dalej żyć. Łatwiej będzie takiego poszkodowanego przekonać o pechowym dniu, o nieszczęśliwym wypadku, o zbiegu złych okoliczności i o nieuchronności czyjegoś przeznaczenia. Determinacja wzrośnie niewspółmiernie wraz z wielkością podmiotu. Taki anonimowy supermarket, mimo że handluje tym samym pomidorem i tą samą marchewką co nasz sklepikarz, nie będzie już traktowany ulgowo. Wielu będzie takich, którzy z chęcią uszczuplą bogate zasoby finansowe korporacji.

W amerykańskim prawie deliktów takie podejście do szkód na osobie, czy na mieniu nazywane jest „efektem głębokiej kieszeni” (deep pocket effect). Polega on na tym, że te same szkody są inaczej wyceniane gdy sprawca to zwykła osoba fizyczna, a inaczej gdy jest to wielka korporacja (osoba prawna). Bez wątpienia można zjawisko to zaobserwować również w codziennej kulturze prawnej wszystkich nacji. Wizja czyjegoś bogactwa przyprawia o zawrót głowy każdego poszkodowanego, a zdarzenie gdzie ktoś bajecznie zamożny staje się nagle czyimś dłużnikiem jest kanwą setek tysięcy bajek, baśni, bajań, legend i innych takich historii. Wobec powyższego możemy zadać kluczowe pytanie: czy należy równo traktować każdego sprawcę czynu niedozwolonego, niezależnie od jego siły ekonomicznej? 

Odpowiedzialność odszkodowawcza wedle prawa stanowionego (kontynentalnego) spełnia jedynie funkcje kompensacyjną. Zatem nie ma znaczenia kto wyrządził szkodę. Liczy się jedynie jej rozmiar. Tymczasem w systemach anglosaskich ciągle zwraca się uwagę na funkcję represyjną. Odszkodowanie za szkody wynikłe z czynu niedozwolonego ma być również karą i podobnie jak prawo karne działać na sprawcę prewencyjnie. Oznacza to, że wadliwe działanie sprawcy nie powinno się więcej powtórzyć. Odszkodowanie powinno zawierać w sobie dolegliwość na tyle odczuwalną przez tegoż, że będzie on na przyszłość starał się unikać naruszania zasad prawa. Jaka więc kwota będzie odczuwalna przez korporację spod znaku McDonald’s? W cytowanej we wszystkich opracowaniach na temat deliktów sprawie „Mcdonald’s coffee spill” uznano, że swoją karno-prewencyjną funkcję spełni odszkodowanie w wysokości odpowiadającej kwocie zysku z każdej filiżanki kawy sprzedawanej przez McDonald’s w okresie dwóch dni. Kwota została wyliczona na 2,9 miliona dolarów i takąż kwotę zasądzono niejakiej Pani Stelli Liebeck lat 79, która to wylała sobie gorąca kawę na kolana w samochodzie.

Nasz stosunek do korporacji jest pozbawion jakiejkolwiek litości czy współczucia. Bo też i korporacja jest tworem niczym z filmu science fiction. Posiada cechy nadludzkie – potrafi być nieśmiertelna (pierwszych 25 korporacji na liście 500 Financial Times ma średnio 113 lat), potrafi cudownie przemieszczać się z miejsca na miejsce (firmy inwestują i działają gdzie chcą), może się zmieniać w co chcą (IBM jest dzisiaj głownie firmą doradczą, choć kiedy produkowała komputery). Co więcej korporacja nie ma sumienia, a tylko zwykłą chęć zysku. Czy takie monstrum można w ogóle lubić?

Nic dziwi więc nikogo, że amerykańscy sędziowie nie wahają się sięgać do korporacyjnych kieszeni, które zdają się nie mieć dna. Okazuje się jednak, że taki super(korpo)men potrafi się też całkiem nieźle bronić. Amerykańskie korporacje wypracowały na przykład strategię SLAPP (ang. strategic lawsuit against public participation) czyli uciążliwe procesowanie się z wszystkimi o wszystko, skierowane przeciw tym, którzy firmie źle życzą. Inną metodą jest tzw. astroturfing – czyli „inicjatywa oddoln”, Działa to tak, że gdy pojawia się zagrożenie dla korporacji (np.: wysokim odszkodowaniem, zamknięciem zakładu, ograniczeniem produkcji czy wysokimi karami) nagle organizują się liczni manifestujący niosący transparenty potępiające nadmierne roszczenia prywatne, czy też karne zapędy administracji bądź sądu. I manifestują aż do skutku.

Do grupy ulubionych „dawców” należą banki i firmy ubezpieczeniowe. Zwłaszcza te ostatnie cieszą się bardzo złą sławą i wątpliwą reputacją (choć ostatnio banki w tym ponurym rankingu chyba jednak wiodą prym). Niestety to sława jest jednak chyba zasłużona. Posłużę się oficjalnymi danymi jakie podał Krystian Wiercioch, zastępca przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego, podczas wystąpienia otwierającego konferencję EKF Ubezpieczenia ( Warszawa 2025-09-30). Krystian Wiercioch posłużył się w swoim wystąpieniu współczynnikiem odmowy wypłaty odszkodowań w ubezpieczeniach działu II: "Jego średni poziom (mediana) dla rynku to 14%, ale są linie biznesowe, gdzie wskaźnik ten jest wyższy niż 20%. Te liczby pokazują, że w wielu przypadkach wyobrażenia klientów co do ochrony ubezpieczeniowej były zdecydowanie inne niż finalnie zawarta umowa ubezpieczenia. Wskazuje to na to, że elementy procesu rozpoczynającego się od opracowania produktu, przez jego dystrybucję, a kończącego się na likwidacji szkody, nie zadziałały w sposób właściwy".

Jaki wniosek z powyższego? Polskie firmy ubezpieczeniowe nie bawią się w jakieś finezyjne podchody, strategie obronne czy skomplikowane tłumaczenia. Klient chce odszkodowanie? Mówią - nie należy się! A czemu nie? Bo nie i już! I tak co piątemu klientowi. Aż ręka świerzbi by tak prewencyjnie uszczypnąć jakimś drakońskim odszkodowaniem.