Na łańcuchu... przyczynowym
Uwielbiam prawnicze dyskusje na najwyższym poziomie naukowym. Losy wiekowych konstrukcji prawnych potrafią lec w gruzach uśmiercone jednym celnym osądem profesorskiego autorytetu. Asystencka sfora już czeka na wytyczenie nowego kierunku rozważań. Natychmiast pojawią się artykuły, rozprawy, prace naukowe. Natychmiast też ujawnią się oponenci, którzy z różnych względów pozwolą sobie mieć zupełnie inne zdanie na dany temat. Konfrontacja jednych z drugimi doprowadzi do wymiany ciosów i utrwalenie chwilowej przewagi, którejś ze stron. Cały ten proces nazywany jest kształtowaniem doktryny prawa. Rzadko który z Szacownych Profesorów zdaje sobie sprawę z tego, że niekiedy rzucona przez niego niejako mimochodem opinia kosztować może grube miliardy złotych, przełożone (albo i nie) z kieszeni ubezpieczycieli do kieszeni poszkodowanych.
Jednym z goręcej dyskutowanych problemów prawa deliktów jest koncepcja „bezprawności względnej aspekcie podmiotowym” w zestawieniu z „teorią związku przyczynowo skutkowego”. Pojęcia pewnie tak samo bliskie Szanownym Czytelnikom jak mnie… tajemnice księżyców gwiazdy Alfa Centauri - jednym słowem… kosmos! A jednak okazuje się, że kosmos… jest również i w nas.
Cykliści na start
Już śpieszę z bliższym ich wytłumaczeniem. Pewnie nie jedna klawiatura wytarła się od pisania na temat pojazdów zastępczych z OC-posiadacza pojazdu. Zwarte szeregi ubezpieczeniowych prawników oraz menedżerów różnego szczebla zgodnym murem starają się ograniczyć roszczenia poszkodowanego o zwrot kosztów wynajmu samochodu zastępczego. Organizowane są spotkania i narady na których to przedstawiciele firm ubezpieczeniowych gorzko płaczą jakie to koszty są przez nich ponoszone, bądź też jak bardzo skomplikowane jest wyliczenie czy i jaki pojazd zastępczy przysługuje komuś kto potrzebuje go na przykład jedynie aby przejechać się na ogródki działkowe w celu opielenia grządek rzodkiewki. Wniosek jest jeden - po co emerytowi ta rzodkiewka na grządce skoro pęczek w markecie kosztuje 2 zł 50 gr, a samochód zastępczy ponad 100 zł dziennie.
Szkoda rykoszetowa
Na straży stanowiska zakładów ubezpieczeń stoją (mówiąc obrazowo) dwaj wartownicy: „bezprawność względna” oraz „bezpośredniość związku przyczynowo skutkowego”. Obaj postawieni przez teoretyków prawa aby „delikty trzymać za pysk”, tj. aby nią stało się z nimi to co we Francji czy we Włoszech. Koncepcja bezprawności względnej nakazuje ograniczać zakres czynu zabronionego tylko do uszczerbków ponoszonych przez osoby będące adresatem działania bezprawnego. Przykładowo - jeżeli sprawca naruszył przepisy ruchu drogowego i potrącił pieszego, to obowiązkowi naprawienia podlega jedynie szkoda tegoż pieszego, gdyż tylko on został „zaatakowany” czynem bezprawnym. Szkody jego pracodawcy, który ma niewykonana pracę, czy jego rodziny, której to jako maż, czy ojciec nie może wykonywać zwykłych obowiązków domowych (zgodnie z koncepcją bezprawności względnej) nie mogą być objęte obowiązkiem naprawienia. Na potwierdzenie tego rozumowania przytacza się argument następujący - nie stosując bezprawności względnej tworzymy absurdalne wręcz łańcuchy osób pośrednio poszkodowanych (pracodawca, jego kontrahent, kontrahent jego kontrahenta itd). Tymczasem prawo deliktów ma co do zasady chronić obywateli przed działaniami bezprawnymi, te zaś są takimi tylko w odniesieniu do bezpośrednio poszkodowanego. Ma to swoją logikę. Jeśli przykładowo wkurzę się na kogoś i wybije mu przednie zęby, trudno bym odpowiadał za to, że jego dziewczyna nie chce mu przez to już dawać słodkich całusów. Jadąc ulicą musze uważać na pieszych, ale nie mogę przecież myśleć o interesie ich pracodawców, czy rodzin.
Zmiana, zmiana
Koncepcję „bezprawności względnej” zderza się jednak z naszą krajową koncepcją związku przyczynowo skutkowego. Uważa się, że z trzech przesłanek odpowiedzialności cywilnej to związek przyczynowy ma decydujące znaczenie co do uznania kogoś za poszkodowanego i określenie rozmiaru szkody. Przy czym można tę normalność rozumieć dwojako. Po pierwsze badając jakie normalne łańcuchy przyczynowe zostały przerwane, bądź czy następstwa przerwania są normalne. Drugo podejście jest ciekawsze z punktu widzenia praktyki odszkodowawczej. Zgodnie z nim należy badać łańcuchy przyczyn i ich skutków oceniając normalność konsekwencji - to jest czy przykładowo: gdyby nie potracenie pieszego na pasach - to jego robota byłaby wykonana, gdyby nie stłuczka - to czy faktycznie samochód służyłby rodzinie i ułatwiał życie. Jeżeli zatem coś jest „normalnym” negatywnym następstwem danego zdarzenia to należy za to zapłacić. Nie ma znaczenia jakie normy naruszył sprawca i kto był tą normą chroniony, ważne jest co jego naruszenie spowodowało. Oczywiście normalność wydaje się być łatwa i zrozumiała, tak jednak nie jest. Czy szkody pracodawcy są normalnym następstwem braku pracownika? Czy niepodlanie grządek jest normalnym następstwem uszkodzenia samochodu? Czy brak głębszych uczuć jest normalnym następem braku uzębienia? Odpowiedź jest twierdząca jeśli za każdym razem prawdopodobieństwo podwyższy się choćby w najmniejszym stopniu. Czy prawdopodobieństwo zawalenia terminów jest większe jak pracownik nie pojawia się pracy? Tak jest większe. Czy rodzina dozna komplikacji życiowych, gdy tata leży w szpitalu? Tak dozna. A zatem taka szkoda podlega naprawieniu.
Skutek bezpośredni
Wydawać by się mogło, że prowadzimy rozważania bardzo abstrakcyjne. Uważam, że nie, i to z dwóch powodów: po pierwsze - ubezpieczyciele bardzo chętnie ograniczają swoja odpowiedzialność do szkód bezpośrednich. Na przykład w swoich OWU OC działalności wyraźnie stanowiąc, że szkodą ubezpieczeniową są jedynie „bezpośrednie” następstwa danego zdarzenia. To z pozoru niewinne sformułowanie oznacza, że nasza ochrona z zakresie ubezpieczenia OC jest bardzo ograniczona. Ubezpieczyciele zgadzają się wypłacać odszkodowania za wszystko co wynika z czynu niedozwolonego sprawcy pod jednym wszakże warunkiem, że są to skutki bezpośrednie. Tymczasem nasza kodeksowa odpowiedzialność cywilna z takiego ograniczenia skorzystać nie może. Ubezpieczyciel za szkody pośrednie nie zapłaci, my zaś zapłacimy w własnej kieszeni.
Po drugie - nawet jak ubezpieczyciele tego ograniczenia zdają się nie stosować, to dyskusja z ubezpieczycielami na temat odszkodowania za szkody „rykoszetowe”, „następcze” czy „pośrednie” kończy się często decyzją odmowną, a to z tego powodu, że ubezpieczyciele takich przypadków nią uznają w ogóle za szkody. Zapytajmy przykładowo czy ubezpieczyciel zapłaci za: koszt taksówki w razie zablokowania nam wyjazdu z garażu, spowodowanie spóźnienia gwiazdy wieczoru przez unieruchomienie pociągu hamulcem bezpieczeństwa, pozbawienia majstra dostępu do narzędzi zamkniętych w zatrzaśniętych w stłuczce bagażniku? Te przypadku nie są zdaniem ubezpieczycieli szkodą. Często ubezpieczyciel nazywa te przypadki czystą stratą finansową, ale to już temat na inny tekst.